
Wernisaż prac plastycznych Jędrzeja Bieńki, który miał miejsce 15 marca 2019 r. to doskonała okazja, by przyjrzeć się bliżej jego osobie. W marcu Jędrek był uczniem klasy III e, dziś jest już absolwentem naszej szkole. Jest niewątpliwie indywidualistą, ciekawym i uzdolnionym młodym człowiekiem. Wywiad z nim przygotowała Zofia Mikołajczyk, koleżanka z klasy.
Z.M.: Od jak dawna zajmujesz się sztuką? Jak rozpoczęła się Twoja historia?
J.B.: Rysuję, od kiedy pamiętam. Już w przedszkolu odbiegałem od moich rówieśników, jeśli chodzi o częstotliwość rysowania. Jednak początki, jak to zazwyczaj bywa, nie były proste. Do dzisiaj w pamięci mam sytuację, gdy pani w przedszkolu kazała mi starannie kolorować różową świnkę, a ja nie miałem do tego cierpliwości i bazgrałem jak popadnie. Zostało mi to do tej pory, gdyż moje prace powstają w nie więcej niż w godzinę.
Moja „artystyczna kariera” nabrała tempa w czasach podstawówki, gdy rodzice zapisali mnie razem z moją siostrą Michaliną na zajęcia artystyczne w domu kultury. Po kilku spotkaniach przestało mi się to podobać, ponieważ jedyny temat, jaki tam się pojawiał, to martwa natura. Stwierdziłem, że po prostu mnie to nudzi i nie będę dłużej na te zajęcia chodził.
Później, o ile dobrze pamiętam, w moim życiu pojawiło się graffiti, które jest we mnie do dziś. Następnie, już w czasach gimnazjum, zainteresowałem się rysowaniem architektury oraz poważniejszym podejściem do klasycznego rysunku. Zapisałem się do szkoły rysunku, w której nadal się uczę.
Z.M.: Jak doszło do zorganizowania wystawy?
J.B.: Wystawę zawdzięczam mojemu chrzestnemu, Tomaszowi Ertmanowi. Wystawa powstała w ramach cyklu „Spotkania ze sztuką”, które odbywają się co miesiąc w Jezioranach. Ich celem jest prezentacja lokalnych twórców i ich działalności.
Z.M.: Kto jest dla Ciebie autorytetem w sztuce?
J.B.: Wydaje mi się, że autorytet to złe słowo. Są artyści, których prace utkwiły mi w pamięci i tych najbardziej cenię. To Stanisław Ignacy Witkiewicz oraz Zdzisław Beksiński. Każda ich praca pomimo wyraźnego i własnego stylu autora jest wyjątkowa oraz posiada niesamowitą głębię. Godzinami potrafię podziwiać każdą z nich i za każdym razem odkrywam coś nowego. Chciałbym, żeby w przyszłości ktoś mógł przeżywać to samo, patrząc na moje prace.
Z.M.: Skoro nie masz autorytetów, co w takim razie Cię inspiruje?
J.B.: Nie ma jednej takiej rzeczy, którą nazwałbym moją inspiracją. Tak naprawdę, jeśli zaczynam coś tworzyć, to nie zwracam uwagi na nic innego niż to, co jest w mojej głowie, przemieniam to za pomocą pędzla w sztukę wizualną. Moje pracę nie bazują na twórczości innych artystów z racji tego, iż chcę, aby każda była niepowtarzalna i wnosiła coś nowego. Cenię sobie zarówno indywidualizm artystyczny, jak i ten w życiu codziennym. Przez te wszystkie lata spod moich rąk wyszła niezliczona ilość rysunków oraz obrazów. Nie wiem, w jakim kierunku to pójdzie, ale wiem, że na pewno będę to robił. A to, co tworzę teraz, to po prostu ja.

Z.M.: Za chwilę matura… Czy w przyszłości chcesz łączyć swoje hobby z pracą zawodową?
J.B.: W przyszłości chciałbym iść w kierunku architektury, co poniekąd łączy się z tym, co teraz robię. Jednak na tym etapie życia nie jestem w stanie określić, czy nie będzie mnie to za bardzo ograniczać. Wiem na pewno, że nie pójdę do nudnej korporacji, w której siedzi się jak w klatce i zarabia pieniądze. Moim celem jest przede wszystkim wyrażanie siebie i życie w poczuciu wolności pod względem tego, co robię. Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu — tym cytatem autorstwa Konfucjusza będę kierować się w moim życiu.
Z.M.: Z pewnością nie samym rysunkiem żyjesz. Masz inne zainteresowania?
J.B.: Oprócz szeroko pojętej twórczości artystycznej bardzo lubię uprawiać sporty ekstremalne, między innymi jeździć na deskorolce. To zainteresowanie rozkwitło we mnie w latach podstawówki. Deskorolka sprawia, że w prosty sposób mogę oderwać się od świata i wszystkich problemów i po prostu robić to, co chcę i jak chcę.
Zdjęcia: Tomasz Ertman